Tłumaczenia w kontekście hasła "To dla mnie wielka" z polskiego na angielski od Reverso Context: Panie i panowie, to dla mnie wielka przyjemność przedstawić państwu samorząd uczniowski 2003 roku.
Literatura odrodzenia W literaturze okresu odrodzenia różne postacie dam ukazał w Dekameronie GIOVANNI BOCCACCIO. Bohaterką noweli Sokół była Monna Giovanna, uchodząca za najpiękniejszą kobietę we Florencji. Zakochał się w niej Federigo degli Alberighi i dla pozyskania jej względów wyprawiał turnieje, kupował drogie prezenty. „Aliści dama, równie uczciwa, jak piękna, nie dbała o niego, ani o to, co na jej cześć urządzał”. Zrozpaczony kawaler, straciwszy prawie cały majątek, przeniósł się na wieś. Po śmierci małżonka także Monna z małym synkiem zamieszkała w wiejskiej posiadłości, w sąsiedztwie zakochanego w niej Federiga. Nie ominęło jej kolejne nieszczęście – rozchorował się jej chłopczyk. Pewnego dnia dziecko poprosiło o sokoła, którego właścicielem był Federigo. Dama wahała się, czy wypada jej prosić o ptaka, ponieważ dotąd zakochany w niej mężczyzna „nigdy jednego łaskawego spojrzenia od niej nie otrzymał”. Przezwyciężyła jednak skrupuły i następnego dnia w towarzystwie innej damy udała się do jego domu. Uszczęśliwiony Federigo, by jak najlepiej ukochaną ugościć, zabił sokoła i sporządził z niego potrawkę. Po uczcie dama wyznała w końcu, w jakiej sprawie przybyła. Zapewniała o swej dozgonnej wdzięczności, jeżeli jej prośbę spełni. Zmartwiony młodzieniec wyznał prawdę. Synka nie dało się uratować. Kiedy po upływie żałoby jej bracia zaczęli nalegać, by ponownie wyszła za mąż, oznajmiła, że wyjdzie tylko za Federiga, poznała bowiem jego szlachetność, poza tym „wolę jednak męża bez majątku aniżeli majątek bez męża”. Literatura oświecenia W literaturze oświecenia portret damy przedstawił IGNACY KRASICKI w Żonie modnej. Wychowana w mieście panna Filis starała się naśladować styl życia wielkich pań. Rozczytana we francuskich romansach, starała się na ich wzór i podobieństwo ułożyć własne życie. Wychodząc za mąż za szlachcica – ziemianina zastrzegła sobie w intercyzie prawo do swobody i możliwości decydowania o sobie. Pana Piotra poślubiła chyba z wyrachowania, bo nawet w okresie narzeczeństwa „gardziła sercem domatora”. Dom na wsi urządziła natychmiast tak, jak sobie wyobrażała „gniazdko” damy – osobne pokoje „od spania, od strojów, / Od książek, od muzyki, od zabaw prywatnych”. W jej pokojach było „wszystko po francusku; globus na stoliku, / Buduar szklni się złotem, pełno porcelany, / Stoliki marmurowe, zwierciadlane ściany”. Ogród przekształciła w „cyprysów gaiki, / Mruczące po kamykach gdzieniegdzie strumyki”, wśród drzew nakazała umieścić altanki, łazienki i pawilony w stylu greckich świątyń. Urządzała też dla dobrze urodzonych sąsiadów bale, „maski, trąby, kotły, gromadna muzyka”. Filis była płytką i głupią, ślepo naśladującą cudzoziemskie wzory damulką, gardzącą na dodatek polską kulturą i obyczajami. Zobacz też : Ignacy Krasicki - utwory wybrane Karykaturalną postacią była starościna Gadulska z Powrotu posła JULIANA U. NIEMCEWICZA. Uważająca się za wielką damę druga żona starosty była kobietą egzaltowaną i „zawsze nieszczęśliwą”. Nie sypiała po nocach, była rozmarzona, oderwana od rzeczywistości. Z trudnością posługiwała się polszczyzną, uznając, że w dobrym tonie jest mówienie, a nawet myślenie po francusku. Podkomorzy wprawdzie uważał, że „jeśli Starościna / Nie rozumie po polsku, / Nie jej to jest wina, / Ale tych raczej, co jej dali wychowanie, / Co wytworności dzikie powziąwszy mniemanie (...) Chowają dzieci polskie francuskim zwyczajem”. Jego zdaniem starościna i inne kobiety do niej podobne nie sprawdzają się jako żony i matki, ponieważ „Wychowanie ich z zalet pozornych się składa, / Więcej powabów niźli obyczajów liczą”, gardzą własną ojczyzną, więc „Tak we wszystkim trzymając się obcego zwyczaju / Widzimy cudzoziemki w własnym naszym kraju”. Takie damy krzywdzą też własne córki, ponieważ „Dają im wychowanie wykwintne i modne, / Lecz z życiem, co wieść mają, bynajmniej niezgodne”. Starościna ponadto nieustannie wracała myślami w przeszłość, żyła wspomnieniami idealnej miłości do Szambelana. Był dla niej „cudem doskonałości”, bo „cudnie walcował”, potrafił się gustownie ubrać i ufryzować. Byłaby za niego wyszła za mąż, gdyby nie zginął pod kołami karety. Na pamiątkę pozostała jej tylko elegia o jego śmierci, nieustannie wyciskająca jej łzy z oczu. Teraz „całe życie / W plentach i gorzkich żalach trawić będę skrycie”. Chciała nawet zamknąć się w klasztorze, ale rodzice wydali ją za człowieka, który jest nudny i jej nie rozumie, bo „kiedy ja w najtkliwszym jestem rozkwileniu, / On przychodzi mi gadać o życie, jęczmieniu”. Postanowiła wydać swą pasierbicę Teresę za Szarmantckiego, bo w kawalerze tym widziała idealnego kochanka, o jakich czytała we francuskich romansach. Wyobrażała sobie, że Szarmantcki wyrzeknie się posagu, a osiądzie z Teresą w małej chatce nad strumykiem i będzie słuchał wraz z nią śpiewów słowika, będą żywić się owocami, a „Łzy radosne napojem, pokarmem westchnienie”. Małżonek zarzucał jej, że „te diabelskie książki bałamucą głowę (...) przenoszą w jakieś dziwaczne krainy / I każą płakać, wzdychać, choć nie ma przyczyny”. Starościna jednak zagroziła rozwodem, jeśli nie spełni jeszcze jednego jej życzenia – na miejscu karczmy i młyna małżonek ma założyć park, a ona „Wśród kwiatków słodkie będę przywodzić wspomnienia”. Kiedy Gadulski odmawia, „z rozpaczy” mdleje. Gdy zaś okazało się, że konkurentowi Teresy zależało na majątku, stwierdziła, że to zwykła pospolitość i „W żadnym romansie taka rzecz się nie znajduje”. Zgodziła się więc na ślub pasierbicy i Walerego i przyznała nawet, że „Prawdziwie, że mię widok ich attandrysuje”. Gadulska, pozująca na wielką damę, była próżną i kapryśną egoistką. Literatura romantyzmu W literaturze romantycznej środowisko dam ukazał HONORIUSZ BALZAC w Ojcu Goriot. Na to miano z pewnością zasługiwała wicehrabina de Beauseant. Była w Paryżu „jedną z władczyń mody”, jej dom słynął jako ozdoba eleganckiej dzielnicy Saint-Germain. „Należała ona zresztą, przez swoje nazwisko i majątek, do szczytów arystokracji”. Wicehrabina przestrzegała panującej w jej środowisku etykiety, była ogólnie szanowana i podziwiana, choć nieszczęśliwa w miłości. Czy damą była hrabina Anastazja de Restaud, sprawa problematyczna. Córka handlarza mąką w zamian za ogromny posag otrzymała arystokratyczny tytuł, przedtem uzyskawszy staranne wychowanie, przygotowujące ją do roli wielkiej damy. W każdym razie była to kobieta „słuszna i zręczna, uchodziła za jedną z najlepiej zbudowanych kobiet w Paryżu”. Miała „wielkie czarne oczy, wspaniałą rękę, szlachetnie zarysowaną nogę, ogień w każdym ruchu”. Była kobietą, którą niektórzy nazywali „koniem pełnej krwi”. Jak większość kobiet ze swojej sfery, posiadała kochanka, który jednak bez skrupułów ją wykorzystywał. Pozory zgodnego pożycia małżeńskiego starała się jednak zachować, tym bardziej, że mąż także miewał romanse. Przestrzegała ściśle obowiązujących form towarzyskich, przyjmowała w swych salonach tylko w określone dni. Ojca, zwykłego handlarza, wpuszczała bocznymi drzwiami jedynie wtedy, kiedy potrzebowała od niego gotówki na spłatę długów kochanka. Dla de Trailles’a zastawiła nawet rodowe klejnoty. Kiedy jednak w Paryżu zaczęto na ten temat plotkować, zmuszona utrzymać swą towarzyską pozycję, przynajmniej w oczach „świata” zgodziła się założyć brylanty wykupione przez męża. Cena, jaką zapłaciła za uratowanie honoru i uniknięcie odrzucenia przez środowisko była bardzo wysoka – znalazła się całkowicie w rękach małżonka. W polskiej literaturze romantycznej damy zostały ukazane w III części Dziadów ADAMA MICKIEWICZA. W salonie warszawskim arystokracja rozsiadła się przy stolikach. Jedna z pań zaczęła narzekać na panującą w stolicy nudę i brak prawdziwych balów. Od kiedy Nowosilcow wyjechał z Warszawy, „Nikt nie umie gustownie urządzić zabawy” i twierdziła, że w mieście był niezbędną osobą. Damy chciały posłuchać ostatnich utworów Literata. Ten jednak wzbraniał się zauważając, że damy „to literatki. / Więcej wierszy francuskich na pamięć umieją / Niźli ja”. Jedna z nich nie była recytacją zainteresowana, ponieważ „choć umiem / Po polsku, ale polskich wierszy nie rozumiem”. Na balu u Senatora zebrała się elita towarzyska mająca różny stosunek do gubernatora. Narzeczona Bajkowa, tańcząca z dygnitarzem, w oczy mówiła mu, że wspaniale tańczy, w duchu zaś wyśmiewała go. Sowietnikowa zaś nie odrywała wzroku od Senatora, zachwycona zainteresowaniem mężczyzny jej własną córką. Bal jednak został przerwany z powodu burzy. Zobacz też : Adam Mickiewicz "Dziady" Dama scharakteryzowana została także w Panu Tadeuszu. Była nią Telimena, krewna Sędziego i opiekunka Zosi. Wysoka i przystojna, „Kibić miała wysmukłą, kształtną, pierś powabną”. Obecni jednak na wieczerzy po cichu stwierdzali, że jej strój był „zbyt wykwintny na wieś i na dzień powszedni”. Miejsce jej przy stole było obok Tadeusza. Ten spoglądał na damę i nie był pewien, czy „zjawisko” widziane rano było tą samą osobą. Wydawało mu się, że siedząca przy nim była „niewiastą już w latach dojrzałą”. Pani tymczasem pierwsza zaczęła rozmowę po francusku. Mówiła o sztuce i literaturze, „Dowiodła, że zna równie pędzel, nuty, druki; / Aż osłupiał Tadeusz na tyle nauki”. Sąsiadka więc zmieniła temat i zaczęła rozprawiać „O wiejskiego pożycia nudach i kłopotach, / I jak się bawić trzeba, i jak czas podzielić, / By życie uprzyjemnić i wieś rozweselić”. Szybko zainteresowała sobą młodego panicza i zaczęli z sobą spędzać coraz więcej czasu. Młodzieniec dowiedział się niebawem, że „ciocia Telimena jest bogata pani, / Że nie są kanonicznie z sobą powiązani / Zbyt bliskim pokrewieństwem”. Mieszkała przez wiele lat w Petersburgu i wyświadczyła Sędziemu wiele przysług. Twierdziła, że zna dobrze Rosję. Pod miastem miała niewielką daczę, gdzie gościła znakomitości, miała też otrzymanego w podarunku od księcia Sukina małego pieska. Kiedy nie mogła spokojnie porozmawiać sam na sam z Tadeuszem, zaproponowała wyprawę do lasu. Nie zbierała jednak grzybów. „Roztargniona, znudzona, dokoła spoziera, / Z głową w górę zadarto (...) zdała się szukać samotności, ciszy”. Oddaliła się nieco od reszty towarzystwa i w malowniczej pozie usiadła nad brzegiem strumienia udając, że czyta. Wyzywająco i strojnie ubrana, „Wydawała się z dala jak pstra gąsienica, / Gdy wpełźnie na zielony liść klonu”. Niestety, „Wszystkie tego obrazu wdzięki i zalety / Darmo czekały znawców, nikt nie zważał na nie”. Tadeusz tylko skradał się ku damie brzegiem zagajnika, ale ubiegł go Sędzia. Przysiadł się do kuzynki, by poinformować, że zamierza młodzieńca ożenić z Zosią. Projekt bardzo się Telimenie nie spodobał, ponieważ miała własne plany wobec Tadeusza, więc zdecydowanie, jako opiekunka dziewczyny, odmówiła. Kiedy więc Sędzia zdecydował, że powiadomi ojca młodego Soplicy o jej sprzeciwie, zaproponowała, by wpierw poznać młodych ze sobą i poczekać, co z tego wyniknie. Niedługo po tej rozmowie jej samotność zakłóciło pojawienie się Hrabiego. Horeszko wcześniej widywał damę w domu Sędziego, ale wtedy nie zwracał na nią większej uwagi. Teraz bardzo zdziwił się, że ta, którą przed chwilą rysował, to krewna Soplicy. Zachwycił go jej „postawy wdzięk i gust ubrania”. Wkrótce do obojga dołączył Tadeusz. Telimenie spodobały się szkice Hrabiego. Zauważyła, że rodzime krajobrazy są bardzo monotonne i daleko im do włoskich widoków. Od tego spotkania nad ruczajem dama zaczęła szukać sposobu „Jak by razem osaczyć i ułowić obu”. Zastanawiała się, za którego z nich lepiej się wydać. Tadeusz był o wiele od niej młodszy, a Hrabiemu rodzina pewnie nie pozwoliłaby ożenić się z kobietą starszą i niebogatą. Zdecydowała się na młodego Soplicę, którego planowała zabrać w świat. Kiedy jednak zauważyła ogromne zainteresowanie Tadeusza Zosią, w której rozpoznał widzianą wkrótce po przyjeździe osóbkę, zrozpaczona i zazdrosna uciekła do „świątyni dumania” i tam „Twarz schyloną w otwarte utuliła dłonie, / Choć nie słyszysz szlochania, znać, że we łzach tonie”. Nagle zerwała się i „Rozkrzyżowana, z włosem rozpuszczonym, blada, / Pędzi w las, podskakuje, przyklęka, upada (...) Chwyta się za pierś, szyję, za stopy, kolana”. Podglądający ją Tadeusz myślał, że dostała pomieszania zmysłów. Telimenę zaś zaczęły kąsać mrówki. Młodzieniec pomógł damie uwolnić się od owadów i w pozornej zgodzie wrócili do Soplicowa, choć oddzielnie, każde z innej strony. Podczas wieczerzy Tadeusz siedział milczący i rozdrażniony natarczywością sąsiadki. Miał za złe, że „Telimena zbytnie do zalotów skora”, gorszył się jej głęboko wyciętą suknią i spostrzegł, że była naróżowana. Potem zaczął się damie baczniej przyglądać i zauważył, że jej wdzięki były już nieco przywiędłe, „Dwóch zębów braknie w ustach; na czole, na skroni / Zmarszczki; tysiące zmarszczków pod brodą się chroni!”. Zdumiona jego niezrozumiałą oziębłością kobieta nie zdążyła jednak nic zdziałać. Tadeusz jedyne wyjście z przykrego dla siebie położenia widział w wyjeździe z Soplicowa. Kiedy zadumany wracał późnym wieczorem do swego pokoju, zastąpiła mu drogę mara w bieliźnie i zaczęła wypominać mu niestałość w uczuciach, unikanie jej. Na tłumaczenia, że oboje są śledzeni, z goryczą stwierdziła, iż ona, kobieta, z miłości gotowa jest na wszelkie poświęcenia. Na zapowiedź Tadeusza, że zamierza zaciągnąć się do wojska, prosiła tylko, by zapewnił ją o swym niezmiennym uczuciu. Młodzieniec zapewnił, że nigdy o niej nie zapomni. Uszczęśliwiona, gotowa była iść za nim w świat. Kiedy jednak Tadeusz oznajmił, że jeszcze nie zamierza się żenić i chciał odejść, „wstrzymała go Telimena okiem / I twarzą, jak Meduzy głową; musiał zostać / Mimowolnie; poglądał z trwogą na jej postać, / Stała blada, bez ruchu, bez tchu i bez życia!”. Zarzucała mu, że dla niego zrezygnowała z Asesora, Hrabiego i Rejenta, a on „uwiódł i teraz porzucasz sierotę”, ponieważ spodobała mu się Zosia. Nazwała go podłym kłamcą. Obrażony, odszedł. Kiedy w niedługi czas potem Hrabia opanował Soplicowo i zamknął w areszcie domowym jego mieszkańców, egzaltowana Telimena rzuciła się przed jego konia błagając, by wpierw zamordował kobiety i „Padła zemdlona”. Po zwycięskiej bitwie z Moskalami, kiedy Tadeusz i Hrabia musieli uciekać w obawie przed represjami, widząc czułe pożegnanie młodego Soplicy z Zosią, ofiarowała Horeszce kokardę z życzeniami szczęśliwego powrotu. Hrabia przyklęknął i ucałował jej rączkę, „Telimena zbliżyła do oka / Chustkę, a drugim okiem pogląda z wysoka / Na Hrabię, który żegnał ją mocno wzruszony. / Ona wzdychała, ale ruszyła ramiony”. Kiedy wiosną obaj wrócili, była już zaręczona z Rejentem. Narzeczona „roztacza blaski swej urody / I ubiór od stóp do głów co najświeższej mody (...) I oblicze różane, i żywe spojrzenie”. Kiedy Hrabia zarzucił damie niewierność, gotowa była zerwać zaręczyny z Rejentem. Horeszko jednak z niesmakiem zauważył, że „Dawniej w uczuciach twoich byłaś poetyczną, / A teraz mi się zdajesz całkiem prozaiczną”. Przestraszona zapowiedziała, że jeżeli wyjawi jej gotowość uwolnienia się od Rejenta, „z tymi paznokciami przyskoczę do ciebie”. Pozostała więc przy Rejencie. Telimena to kosmopolitka, kobieta płytka, pozerka pozbawiona zdolności odczuwania głębszych uczuć. Typowa „żona modna”, wytwór epoki i mody. Zobacz też : Adam Mickiewicz Pan Tadeusz Pozytywizm W literaturze pozytywizmu do dam zaliczyć można niektóre postaci z Nad Niemnem ELIZY ORZESZKOWEJ. Wielką panią była Andrzejowa Korczyńska, która, pokochawszy kiedyś jednego z braci Korczyńskich, wniosła we wianie Osowce. W pałacu spędziła całe dzieciństwo i młodość i wróciła tam jako wdowa. Pani Andrzejowa budziła powszechny podziw i szacunek. „Nigdy nie była płochą, zalotną ani do zbytku wesołą; w pierwszej nawet młodości i najszczęśliwszych chwilach wyniosła jej postać zachowywała coś z ciszy i powagi znamionujących głębokość i powściągliwość uczuć, a w samym rozpromienieniu, z jakim od ślubnego ołtarza odchodziła, czuć było skupienie się, rozmyślanie, wewnętrzną modlitwę, zdradzające naturę do surowości względem siebie i może do mistycyzmu usposobioną”. Małżonek był demokratą i patriotą, starała się podzielać więc jego przekonania, ale nie mogła w sobie przemóc pogardy dla niższych warstw. Nie potrafiła, choć chciała, zbliżyć się do ludu. Na wieść o śmierci męża zemdlała. Potem nie uskarżała się na nic, „jednak świeże jej przedtem rumieńce zniknęły bez śladu i na zawsze. Rozpaczy, płaczu jej nikt też nie widywał, ale i wesołego jej śmiechu nie słyszano też nigdy. (...) Rażącym to w niej nie było, bo w zupełnej harmonii pozostawało z powagą i wyniosłością całej jej postaci”. Żyła w osamotnieniu, wiodąc prawie pustelnicze życie i poświęcając się wychowaniu jedynaka. Czytała, szyła odzież dla ubogich. Miała już prawie pięćdziesiąt lat, ale wyglądała na młodszą, „biła od niej niepospolita siła i powaga”. Posiadając rodową dumę, nie zgodziła się kiedyś na małżeństwo syna z Justyną, ubogą szlachcianką i ożeniła z arystokratką. Rzadko udzielała się towarzysko, choć bywała czasem u Korczyńskich. Zawsze jednak, „Gdy szła albo do kogo przemawiała, głowę podnosiła wysoko i powieki spuszczała, co rzucało na nią podwójny wyraz wyniosłości i skromności, w którym przemagała wyniosłość”. Za damę uważała się także pani Emilia Korczyńska, zapatrzona w styl życia „wielkiego świata” i starająca się go naśladować. Najczęściej przebywała w swym pokoju przypominającym „pudełko apteczne oklejone papierem w kwiatki i napełnione wonią olejków i trucizn”. Była to pani posiadająca „w kształtach swych i ruchach wiele delikatnego wdzięku, z twarzą kiedyś znać zupełnie piękną”. Wyglądała na około czterdzieści lat, ale nie miała jeszcze siwych włosów, „i jakkolwiek kibić jej i cera zdradzały do niedołęstwa posuniętą fizyczną słabość, drobne jej wargi były pąsowe i świeże jak u młodziutkiej dziewczyny”. Zobacz też : Eliza Orzeszkowa "Nad Niemnem" Jej powolne ruchy i półleżąca pozycja zdradzały „śmiertelną obawę przed wszelkim żywszym i choćby odrobinę energiczniejszym poruszeniem ciała czy ducha”. W takiej pozycji przyjmowała też wizyty sąsiadów, nieustannie narzekając na słabowite zdrowie. Nieustannie łykała jakieś proszki. „Miała tyle powabu i gracji przy połykaniu lekarstwa, ile jej ma wyćwiczona tancerka w przybieraniu zalotnej pozy. Jednak widać było, że cierpiała naprawdę; ręka dotykała piersi i gardła, w których czuła nieznośne duszenie”. Domem nie zajmowała się w ogóle, mając od tego Martę, a troskę o sprawy materialne pozostawiała mężowi. Wcześniej lubiła spędzać czas w ogrodowej altanie. W rzadkich chwilach rozmów z Benedyktem skarżyła się na swą samotność i choroby, twierdziła, że żyje „na pustyni”. Twierdziła, że nie nadaje się do zajmowania się przyziemnymi sprawami, ponieważ „Ja pragnę wrażeń... natura moja nie może być stojącą wodą, ale potrzebuje błyskawic, które by nią wstrząsały (...) Ja nudzę się”. Zażądała, by mąż wypłacał jej procent od połowy posagu, ponieważ chciała za te pieniądze przyozdobić swój pokój i dokonać innych niezbędnych zakupów, ponieważ to w jej „smutnym życiu przyniesie trochę ulgi i przyjemności”. Okleiła swą sypialnię błękitnym papierem, a gabinet – białym w polne kwiatki. Ustawiła błękitne i pąsowe meble, przyozdobiła pokoje muślinami i koronkami, zapełniła książkami i bibelotami. Zaprzestała spacerów, ponieważ ją męczyły. „Tak żyła, z łóżka przenosząc się na szezlong i że szezlonga na łóżko, cicha, łagodna, nie tylko nikomu nie dokuczając, ale cienia przykrości nie czyniąc, dniami i tygodniami czasem nikogo z domowych nie widując i ani wiedząc, co się w dalszych pokojach domu dziać mogło”. Ożywiała się tylko w dniu swych imienin. Wtedy, „cała błyszcząca od dźetowych ozdób”, zapraszała gości do stołu. Jej dzień codzienny natomiast upływał na słuchaniu opowieści podróżniczych lub romansów, które na głos czytała jej Teresa. Marzyła wtedy o wielkiej miłości. Literatura XX-lecia międzywojennego Damą była jedna z epizodycznych postaci w Granicy ZOFII NAŁKOWSKIEJ, pani Romana z Giezłowskich Biecka, obecnie Niewieska. Zawsze ubierała się elegancko. „Była czysta, świeża, zbytkowna, gładka – bez jednej zmazy. Była czymś najpiękniejszym, co da się pomyśleć. Była bezużyteczna, była tylko dla ozdoby”. Zawsze otaczali ją mężczyźni, mąż – dyplomata rzadko jej towarzyszył, więc u jej boku zawsze ktoś był. „Tak więc, pomimo dokładnie czterdziestu pięciu lat ukończonych, wiodła nadal życie kobiety ”. Pani Niewieska bardzo o siebie dbała. „Mała główka o rysach delikatnych, uczesana płasko (...) Suknia czarna, gruby jedwab bez żadnej ozdoby, ale pełen dziwnych szwów i obrębów (...) Do tego tylko sznurek pereł na szyi – zawsze ten sam (...) Zapach”. Czas spędzała w teatrach, drogich restauracjach albo na spotkaniach towarzyskich. W Warszawie czekała na przyjazd dawno nie widzianego męża. Większość czasu spędzała za granicą, z racji profesji drugiego małżonka. Z ojcem Elżbiety rozstała się w niecały rok po urodzeniu córki. Od tej pory wiodła luksusową egzystencję, zatrzymywała się w najdroższych hotelach. Elżbieta obserwowała ten świat, w którym obracała się jej matka i dziwiła się, że w nim „niczego nie przesadzano, nikt się nie męczył, nikogo nie szarpała zazdrość. Witali się z radością, a rozstawali bez żalu, bez pretensji i podejrzeń”. Zobacz też : Zofia Nałkowska Granica Pani Niewieska zaś „miała wszystkie cechy młodej kobiety – kapryśność, lekkomyślność, nierozsądek. Może to była kultura, to dobre wychowanie, o którym tak często mówili. Albo może to była obojętność”. Elżbieta zauważyła też, że w środowisku matki nie było ważne, o czym się rozmawiało, najważniejsza była „tylko nieustająca uroda tej kobiety, która trwała wciąż, na każdym miejscu i o każdej porze. Elżbieta dziwiła się, że coś tak zbytkownego służyć może do zwykłych celów istnienia. (...) Całe życie matki odbywało się z towarzyszeniem tej piękności”. Mężczyźni pojawiali się w jej apartamencie na każde zawołanie, załatwiali wszystkie sprawy. Przyjazd małżonka nie zmienił jej przyzwyczajeń i stylu życia. Nie czuła się niczym skrępowana, jak zawsze.
bo ty jestes dla mnie najpiekniejsza NAJPIĘKNIEJSZA - EXELENT & SEQUENCE "Ja będę nosił Cię na rękach bo jesteś dla mnie najpiękniejsza W życiu nigdy tak nie kochałem na Twoim punkcie zwariowałem /x2 Kocham ten stan gdy czule patrzysz na mnie kocham ten stan gdy uśmiechasz"
W centrum handlowym - zakupy to Twój żywioł W łóżku z przystojnym nieznajomym Oglądasz ulubioną telenowelę, oczywiście w dresie W galerii sztuki, kochasz wszystko co piękne Odpowiedź nie została wybrana
Ref: Ta dziewczyna tylko ona, Ta jedyna wymarzona ma kochana, ma wyśniona – tylko ją chcę mieć / x2. 2. Bo ta dziewczyna mówi często, że mnie kocha Ta dziewczyna lubi ze mną bawić się. Ref: Ta dziewczyna tylko ona, Ta jedyna wymarzona ma kochana, ma wyśniona – tylko ją chcę mieć / x2. Ref: Ta dziewczyna tylko ona, Ta jedyna
Przez pierwsze piętnaście minut spotkania z Beatą Tyszkiewicz nie mogłyśmy oderwać wzroku od jej nosa, idealnego jak u piętnastolatki. Starość? Jeśli w ogóle jej dotyczy, to tylko w wydaniu luksusowym. Nie mamy tu na myśli dostatku materialnego, w który opływała tak często, jak potrafiła się bez niego obejść. Ona emanuje luksusem dojrzałości, kobiety spełnionej w związku z samą sobą, po przejściach, które przyjmowała z uśmiechem na twarzy, płynąc. Etykietka damy, którą przypięto jej dawno temu, zdaje się ją mocno uwierać, chociaż z drugiej strony tak właśnie funkcjonuje w mediach i zbiorowej świadomości Polaków: jako dama. Ona dobrze o tym wie, i potrafi to wykorzystać. Niektórzy twierdzą, że cynicznie. Beata Tyszkiewicz wcale nie ukrywa, że jest realistką. Podczas kolejnych rozmów z nami raczej się asekurowała. Kluczem do niej, swoistym wytrychem, okazała się tymczasem... klamerka do bielizny. Bo pani Beata bez ogródek wyznała, że podczas sesji zdjęciowych używa klamerek do spinania skóry szyi. Przedkłada ten sposób nad wymyślne liftingi, którym regularnie poddaje się sporo jej koleżanek po fachu. - Mocniej, może boleć - instruowała w trakcie naszej sesji, gdy zbyt lekko ściskaliśmy jej szyję od tyłu. Z pomalowanymi na niebiesko ustami, z nieodłącznym cienkim papierosem w ręku i kawą, którą popijała przez słomkę, Beata Tyszkiewicz wyglądała zjawiskowo. Był w tym szyk, którego nie można się nauczyć w szkole savoir-vivre'u. Naturalność, na jaką pozwolić sobie może wyłącznie piękna kobieta. Wreszcie: dążenie do perfekcji, które bywa zbawieniem, ale też udręką. Beata Tyszkiewicz/ fot. TVN/ Cezary Piwowarski Hanna Rydlewska: Ile pani ma lat? Zdaje się, że 69. To nie wypada - pytać o wiek? Nie, dlaczego. To nie jest żadna wstydliwa kwestia. Jak pani sobie radzi ze swoim wiekiem? Wiek to bardzo względna rzecz. Wiele lat temu, we Wrocławiu, miałam zdjęcia do Stawki większej niż życie. Jak zwykle towarzyszyła temu pewna publiczność, stojąca za pasami. I usłyszałam taką rozmowę: "Ile ona może mieć lat? Trzydziestkę to na pewno. Przecież jak ja byłam w szkole, to ona już grała w filmie". Szkopuł w tym, że ja też byłam wówczas w szkole, bo tak szybko zaczęłam grać. Moje rówieśniczki, które ze mną dorastały, dojrzewały, a teraz się - powiedzmy - starzeją, zawsze dodają mi z tego powodu lat. Zresztą obserwuję ostatnio ciekawe zjawisko. Pary matek z córkami, w których to córki wyglądają starzej od matek. Widać niby, że one są młodsze o generację, ale w matkach jest coś bardziej młodzieńczego. Matki się pilnują, świetnie się noszą, są jeszcze z pokolenia kobiet, które ubierały się po dziewczęcemu. Ja zawszę mówię, że zajmuję się w życiu pracą nad swoim charakterem. Zmuszam się czasem do robienia rzeczy, na które nie mam ochoty. Ale wszystko co robię, staram się robić dobrze. Zależy mi też na tym, żeby spełnić oczekiwania ludzi, z którymi się spotykam. Czasem mi się zdarza, że jakaś dziennikarka mówi: Bardzo dziękuję za czas, który poświęciła mi pani na rozmowę. Wtedy odpowiadam: "Przecież pani poświęciła mi ten sam czas, swój czas. Chciałabym, żeby ludzie nie mieli poczucia, że ten czas trwonią. Mówiłam już tyle razy o swoim życiu, że musiałabym zacząć zmyślać, żeby was czymś zaskoczyć. Jakaś zaginiona siostra Mulatka by się przydała (śmiech). To jednak dosyć jednostajne - wciąż mówić o sobie. Po pierwsze, trzeba mieć dystans, tak jakby się mówiło o kimś obcym. Bo jmówiąc o sobie, chciałabym wspomnieć, że strasznie mi dzisiaj rano nawalało kolano. Ale to nikogo nie interesuje. Bo prawda jest przecież strasznie nudna. Agata Nowicka.: Nie drażnią pani pewne ograniczenia, które wiek implikuje? No tak, wiek to również brak dyspozycji. Ale tak po prostu jest. Wszystko zależy od zaangażowania. Jestem w stanie wykroczyć poza ograniczenia swojego wieku, jeśli czuję silną motywację. Czas dla aktorki płynie chyba nieco szybciej? Kochanie, to jest tak, jak z Brigitte Bardot. Była bożyszczem Francji, ale całe życie ją gnębiono. Liczono jej obsesyjnie te uciekające lata. I te torty, które zjadała. Ludzie nie mogli się doczekać, aż ona się zestarzeje. I wreszcie, udało się. Słońce ją spaliło, wszyscy są zadowoleni. Przecież to nie o to chodzi! Trzeba swój wiek przyjmować jako coś naturalnego. Nie będę udawać, że mam 27 lat. Przysięgam wam, że bardzo często tak się czuję, a naiwna jestem tak, jakbym miała 18. Muszę mieć jednak swój rozsądek. Widocznie ja wewnątrz siebie, w środku, żyję bardzo młodo. Czy to nie jest tak, że kobietom-aktorkom nie wolno się dzisiaj zestarzeć? Danuta Szaflarska ma sporo lat. Irena Kwiatkowska mając ponad 90 lat zrobiła tournee po Ameryce. Nina Andrycz grywa w teatrze. A kto się chciał zestarzeć, ten się zestarzał. Istnieje jakaś recepta na starość? Żeby być starym, czy żeby być młodym, będąc starszym? (śmiech) Jak będę się starzała, to wam odpowiem na to pytanie. Mówi pani o tym wszystkim z taką lekkością. A wielu ludzi, także młodych, zmaga się dzisiaj z obsesjami chorób, śmierci. Cóż, można się gnębić od urodzenia. Mam koleżankę, która powiedziała, że nie może zdecydować się na dziecko, bo rodząc je, skazywałaby je jednocześnie na śmierć. Proszę bardzo, świetna metoda, żeby się wytłumaczyć. Jednak tak przecież jest. Dajemy nowe życie, ale w pakiecie ze śmiercią. Tylko czy to znaczy, że nie żyć w ogóle, to więcej niż żyć? Boi się pani śmierci? Myślę, że każdy w jakimś sensie odczuwa lęk przed niewiadomą. Nie rozczula się pani nad sobą. Ja nie mam takiego komfortu, żeby się nad sobą rozczulać. Osoby, które to robią, słabną. Budowanie charakteru, hartowanie go - oczywiście, jest potrzebne. Ale trzeba też czasem umieć okazać słabość. Superkobieta która radzi sobie ze wszystkim sama, buduje pewien dystans do świata. To rodzaj wyniosłości. Staram się nie okazywać słabości. Jestem przeciwna grzebaniu we własnych problemach. Moim zdaniem teoria, że należy ze sobą mnóstwo rozmawiać, brać problemy pod lupę, jest błędna. Wychowałam swoje dzieci wzrokiem. Aprobata lub brak aprobaty. Awantury były zbędne. Nie tworzyło to w domu dusznego klimatu? Nie, w istocie to dawało dzieciom absolutną swobodę. Same dokonywały wyborów, chociaż ja byłam gdzieś obok i to kontrolowałam. Wszystko, co robimy w życiu, jest kwestią naszych wyborów. Wybieramy, co robimy, gdzie mieszkamy, co jemy, z kim się przyjaźnimy, w co się ubieramy. Takie jest nasze życie, jakie sami sobie wybierzemy. Oczywiście, nie da się wykluczyć niespodzianek. Czyli jeśli komuś w życiu się nie wiedzie, to znaczy, że dokonuje złych wyborów? Może tylko winić samego siebie? Jak ktoś mieszka w sublokatorskim pokoju i jest szczęśliwy, to wcale nie znaczy, że dokonał złego wyboru. Bo to nic nie znaczy. A jeśli jest nieszczęśliwy nie z powodu pieniędzy, ale uczuciowo? To pewnie dokonał niewłaściwych wyborów (śmiech). Moja mama zawsze powtarzała: najważniejsze w życiu jest to, żeby nie przechodzić obok szansy. Nie można tak myśleć - jak nie teraz, to później. Ale później, to czasami też ciekawiej. Dojrzały wiek ma też swoje przywileje? Tak. To doświadczenie, pewna refleksja, uspokojenie. I autorytet u ludzi. Może, ale czas autorytetów zupełnie już przeminął. Dzisiaj to przebrzmiała sprawa. Tylko teoretycznie. pani często jest zapraszana do programów, odpytywana na okoliczność bycia autorytetem w kwestii dobrych manier. Niebawem będzie pani prowadziła zajęcia z savoir-vivre'u. To będzie szkoła dobrego stylu. Będą wykłady choćby o tym, że każdemu z nas zdarza się popełnić gafę. O tym czym jest gafa. Jak z niej wybrnąć. Na przykład - należy zawsze wiedzieć z kim rozmawiamy, jak się ta osoba nazywa. To żaden wstyd powiedzieć: strasznie przepraszam, ale nie pamiętam, jak się pani nazywa. Gorzej udawać, że się kogoś kojarzy. Zupełnie jak w pani opowiadaniu, o rzekomej koleżance ze szkoły, której pani nie rozpoznała. Ksywa Pumpa. Pewnie było jej przykro, jeśli przeczytała ten fragment pani książki, Kocha, lubi i żartuje… Nie było, bo oczywiście Pumpę wymyśliłam. Ale zdarzyło się pani rozmawiaćz kimś, nie mając pojęcia kim ta osoba jest. Tak. Bawiłam się kiedyś na pokładzie amerykańskiego lotniskowca, z okazji jakiegoś festiwalu. Pamiętam, że był też Sasha Distel, wtedy wielka gwiazda. I rozmawiałam z takim wysokim panem, po francusku, naprawdę świetnie nam się rozmawiało. Nie bardzo wiedziałam, kim on jest. I podszedł Sasha, i poprosił mnie do tańca. Ale ja nie chciałam przerywać konwersacji. Na marginesie: miałam na sobie niebieską suknię, którą ozdobiłam znaczkami w kształcie radzieckich kosmonautów. To był czas podbojów kosmicznych. Obdarowywałam nimi oficerów amerykańskich, byli zachwyceni. A z Sashą nie zatańczyłam. Jakiś czas potem Andron Konczałowski zaprosił mnie do Moskwy, bo chciał, żebym zagrała w Szlacheckim gnieździe. Żeby Polka zagrała Rosjankę w rosyjskim filmie! To była mocna propozycja. Dostałam jednak zezwolenie, żeby zagrać w tym filmie. Andron zaproponował, że pójdziemy do pana Baskakowa, którego to była zasługa. Okazało się, oczywiście, że to był właśnie facet z lotniskowca. On się uśmiechnął i powiedział, że bardzo mu było miło ze mną rozmawiać, szczególnie, że ja nie wiedziałam, kim on jest. Może zawsze powinniśmy rozmawiać z ludźmi tak, jakbyśmy nie wiedzieli, kim oni są? Ale czy chcemy? Nie, ja chcę wiedzieć o ludziach jak najwięcej. Mnie ludzie ogromnie interesują. Lubi pani ludzi? Szalenie. Ludzie są po prostu niezgłębieni. Ich nieoczekiwane reakcje, kompleksy, tragedie - to coś niepowtarzalnego! Czy przez to oni do pani lgną? Chyba mogę tak powiedzieć. Ale ja też mocno zabiegam o ludzi. Wdaję się zawsze w rozmowę z kierowcą taksówki, z panią w warzywniaku. Zależy mi na tym, żeby zawsze było miło. Nie wiem dlaczego, zawsze tak miałam. W jaki sposób zabiega pani o ludzką sympatię? Tu nie chodzi właściwie o sympatię. Nie chodzi o to, żeby wszyscy mnie lubili, tylko żeby ludziom było dobrze. Niczego od nich nie oczekuję. Ja nawet nie bardzo lubię dostawać. Ciężko utrafić w mój gust. Ktoś może mi dać szklanego cukierka murano i zrobić mi nim większą przyjemność niż sprezentowaniem srebrnej cukiernicy. Strasznie mało rzeczy mi potrzeba. Życie w hotelach tego uczy. Z drugiej strony, jestem z pokolenia, które niczego nie wyrzucało. Bo trudno było o każdą rzecz. Co odróżnia człowieka, który doświadczył wojny, od innych ludzi? Nie wiem, ja tylko się o nią otarłam. Ale moja mama zachowała się bardzo trzeźwo. Tak, jakby zawsze tak było. I dużo arystokracji tak się zachowało. Ludzie z tytułami, herbami, bez problemu prowadzili kiosk ruchu. Księżna Izabella Radziwiłłowa była redaktorką w PIW-ie i jeździła małym fiatem. Potrafiła się jakoś w tej rzeczywistości odnaleźć. Z takimi tradycjami, bagażem wyniesionym z domu, łatwo się żyło w PRL-u? Ja nie odczułam żadnego bagażu. To były ciężkie czasy dla wszystkich, wszyscy coś potracili. Mam wrażenie, że pani wówczas trochę się unosiła nad powierzchnią ziemi. Szybko zaczęłam grać, wystąpiłam w filmie. Mama wynajęła malutki pokoik w Laskach. Dojeżdżała do Warszawy, ja dojeżdżałam do liceum im. Żmichowskiej na Plac Unii Lubelskiej. Było trudno, chłodno, troszkę głodno, ale ja tego właściwie nie pamiętam. Nie pamiętam strasznej niewygody. Może żyła pani trochę w świecie własnej wyobraźni? Bardziej był to świat, który skonstruowała sobie pani na własny użytek, niż realny? Skądże, realny. Ja się użerałam. Jak jechałam do Warszawy, to wsiadałam w Laskach do autobusu o i jechałam nim do Izabelina, bo ten jadący w stronę Warszawy był już pełny. Gdyby nie było wojny i zmiany ustroju, żyłaby pani w zupełnie innych warunkach. Ale nikt tak nie myślał! Nikt się nie zastanawiał, co by było, gdyby... Z takim nazwiskiem musiało być trudno. Nigdy tego nie odczułam. Rzeczywiście, nie chcieli mnie przyjąć do szkoły, do gimnazjum. Mama musiała to jakoś załatwić. Doradzano jej też zmianę nazwiska. Żeby zdobyć pół etatu w "Szpilkach", musiała dostać od ludzi poręczenie. Takie były czasy. Co panią wtedy ratowało? Kochanie, ja nie potrzebowałam żadnego ratunku. Mając 15 lat, grałam już w filmie. To, że była pani piękną, młodą aktorką działało jak immunitet? Ja nie byłam jeszcze aktorką, raczej dziewczęciem. Po pierwszym filmie wróciłam do Szymanowa, żeby zdać maturę. Dopiero od Wspólnego pokoju kręconego z Hasem zaczęłam grywać regularnie. Kręcąc filmy w tamtych czasach, trzeba było zapewne iść na kompromisy z władzą. Nie miałam takiej świadomości, bo to mnie nie dotyczyło. Dotykało raczej reżyserów, scenarzystów, generalnie - realizatorów. Czyli nie było wówczas takich dyskusji: dajmy im to, wtedy się od nas odczepią? Jeśli były, to nie ze mną. Żyła pani poza polityką? Nadal tak jest? Bardzo się interesuję polityką, ale wtedy żyłam kompletnie poza nią. Kiedy przyszła ta świadomość polityczna? Pamiętam, były urodziny Stalina i ogromna wystawa prezentów dla niego w Pałacu Kultury. Przyszłam do domu, mieszkałam wtedy z moim dziadkiem przy Narbutta. I powiedziałam, że to jest oburzające, jakie prezenty dają Stalinowi. Bo ja to bym mu dała w prezencie Warszawę. Wtedy mój dziadek wstał i dał mi po pysku. Bez słowa, a ja zrozumiałam, że coś jest nie tak. Ale nigdy mi niczego nie mówił, ponieważ byłam paplą. Nie wiedziałam ani o Katyniu, ani o niczym. W pani domu nie rozmawiało się o Katyniu? W moim domu - nie. U nas nie było wielogodzinnych rozmów, kształcenia, wspólnego czytania książek. O nie, nie. A dzisiaj, kiedy pani słucha naszych polityków, co pani myśli? Podoba się pani polityka rozliczeń i czytania historii od nowa? Myślę, że ludziom trudno sobie przypomnieć tamte czasy. Stracili wszelkie proporcje. Ja nie cierpiałam, jeździłam na przeróżne festiwale. Nigdy jednak nie wyjechałam prywatnie, bo nie miałam dokąd. Nie miałam pieniędzy. Nie starałam się prywatnie o paszport. Na niczym mi nie zależało, więc byłam w komfortowej sytuacji. Pewna dziennikarka powiedziała mi kiedyś: pani się tak swobodnie czuje, bo właściwie cóż pani ma do stracenia? Uważam, że to jest genialne powiedzenie. Nie można mnie było niczym szantażować. Moja mama też nie robiła niczego, żeby mieszkać lepiej. Nie było w pani nigdy żadnej desperacji? Żadnej. W momencie, w którym kobieta staje się matką, jej sytuacja jednak się zmienia… No tak, ale jak się nie jest matką, to właściwie co się ma? Nową torebkę? Pani mama, po rozstaniu z pani ojcem, z nikim się już później nie związała. Nie, bo mamie zależało zawsze na tym, żeby nikt nie wtrącał się w nasze wychowanie. Przejęła pani takie nastawienie po mamie? Często powtarzamy życie naszych rodziców. Właściwie nie ma przed tym ucieczki. I podejście matki do mężczyzn też często się powiela. Jest taki fragment w pani książce, Nie wszystko na sprzedaż, który o tym mówi: "Nigdy nie próbowałam polegać na mężczyznach. Lubię zależeć wyłącznie od siebie. Staram się mieć do wszystkiego odpowiedni dystans. Do miłości również. W gruncie rzeczy wiem, że mogę liczyć tylko na siebie i to mi odpowiada". Myślę, że to jest jedno z najmocniejszych wyznań, które określa panią jako kobietę. Ale taka jest prawda. Nie żyję żadną złudą. A jakie to miało dla pani znaczenie, że wychowywała się pani bez ojca? Żadnego. Właściwie moje dzieci wychowałam też bez ojców. Oczywiście ojcowie jakoś tam uczestniczyli w ich wychowaniu, moje córki mają z nimi dobry kontakt, ale lubiłam sama decydować o różnych rzeczach. Samotność z wyboru jest największym luksusem kobiety. Urodziła Pani dwie córki. Nie chciała Pani mieć nigdy syna? Nie, nigdy. Bałabym się chyba, że bym go rozpuściła. To zupełnie, jak w opublikowanym niedawno w "Wysokich Obcasach" liście osiemnastolatki do hipotetycznej pięćdziesięciolatki, matki jej potencjalnego chłopaka. Rozpuszczonego, egocentrycznego Januszka-Mateuszka-Tomaszka. I tu dochodzimy do kondycji współczesnych mężczyzn. Rówieśników pani córek. Uważam, że Polska jest krajem kobiet. Silnych kobiet. Czym dla pani jest męskość? Hm, trudne pytanie. Niezależnością poglądów, autorytetem, dystansem do siebie, poczuciem humoru, niezachwianą wiarą w swoją praworządność. Niezależność finansowa jest miłym dodatkiem (śmiech). Czytając pani biografię, można odnieść wrażenie, że nie potrzebowała pani tak naprawdę mężczyzn. To pani odchodziła od mężów. Kobiety dobrze wiedzą, czego chcą. Jeśli tkwią w sytuacji, która nie ma sensu, to tylko z wygody lub z przyzwyczajenia. Nie chcą stracić mieszkania, nie będzie miał ich kto wozić samochodem… A ja pojadę na głuchą wieś, wynajmę sobie pokoik i będę panią samej siebie. Wyjdę z mieszkania, nic nie zabierając. Wcześniej mogę dbać o stoliczki i filiżaneczki, jednak jak odchodzę, to bez niczego. Tak mi się już w życiu zdarzyło. Miała pani trzech mężów. Kiedy odchodziła pani od Andrzeja Wajdy, sprzeciw towarzyski był silny. Wie pani, my rozchodziliśmy się ćwierć wieku temu. Nie chcę już do tego wracać, a gnębią mnie o to. Cóż, ja muszę mieć po prostu jakąś wewnętrzną wolność. Nie marzyła pani o tym, żeby pojawił się mężczyzna, z którym gotowa by pani była spędzić całe życie? To strasznie nudne - całe życie z jednym mężczyzną. Zawsze ciekawiej, jak jest ich więcej (śmiech). Ale to sprawa bardziej złożona: dzisiaj rozmawiamy tak, za miesiąc być może rozmawiałybyśmy inaczej. To tak samo jak z filmami. Czasem ten sam film jednego dnia wydaje nam się koszmarny, a innego możemy się nim zachwycić. Niedawno moja koleżanka powiedziała mi: mogłabyś mieć obok siebie takiego faceta, biznesmena, a jesteś sama. A być samemu jest cudnie. Idziemy na przyjęcie kiedy chcemy, wychodzimy kiedy chcemy. Nikogo nie targamy za sobą, nie musimy być zazdrosne. Powiedziała pani wcześniej, że wychowała córki wzrokiem. Mężczyzn też pani traktowała wzrokiem? Oni wszystko wcześniej wiedzieli! Zanim na nich spojrzałam. Mężczyźni doskonale widzą tak zwaną dyspozycyjną kobietę. W tłumie kobiet są w stanie wyłapać te dyspozycyjne i uległe. Czy którykolwiek z pani mężczyzn zdołał panią zdominować? Chyba żadnemu nie przyszło to do głowy (śmiech). Pięknym kobietom nie jest jednak łatwo. Czytałam niedawno książkę Zadie Smith, O pięknie. Jest tam fragment, w którym jedna z bohaterek wyznaje, że nigdy nie była pięknością i bardzo jej to odpowiadało, ponieważ dzięki temu jej mąż mógł się rozwinąć w swojej karierze akademickiej. Bo jeśli mężczyzna zdobędzie piękną kobietę, to jest tak skupiony na tym, żeby ją przy sobie zatrzymać, że nic innego nie może już robić. Myślę, że mężczyźni, którzy coś sobą reprezentują, nie reagują w ten sposób na piękno. Dla silnych mężczyzn piękne kobiety nie są problemem. Nie robią się przy takich pięknościach nerwowi? To tak, jak z bardzo przystojnym mężem. Czy to jest obciążenie? Myślę, że trochę jest (śmiech). A taki, który nikomu się nie podoba, jest lepszy? Miło otaczać się ładnymi, zabawnymi, inteligentnymi ludźmi, zamiast przeciętnymi, wiernymi i dobrymi. Dobro jest czymś nadzwyczajnym w naszej kulturze, chociaż jest pojmowane w dziwny sposób. Jak mówimy o kimś, że jest dobry, to myślimy - poczciwy. Ja nie jestem pewna, czy to właśnie jest dobro. Będę upierała, że taka uroda, to swoisty życiowy balast. Znałam osobę bardzo piękną, od której wszyscy się odwracali, bo była jedną wielką nudą. Właściwie należało ją położyć w kryształowej trumnie i podziwiać. Do tego się tylko nadawała. Piękno jest nudne, bo jest przewidywalne. Myślę, że są różne rodzaje piękna. Weźmy takie młode Włoszki. Zawsze są bardzo piękne, jak wstają rano z łóżka wyglądają tak samo olśniewająco jak na wieczornym bankiecie. I to jest wspaniałe, ale z wiekiem tracą urodę. No, może poza Sophią Loren. Sądzę, że zaletą Polek jest fakt, że potrafią za każdym razem inaczej wyglądać. Uważa pani, że Polki mają dobry gust? Kiedy pani jedzie autobusem, nie krzywi się pani na widok zbyt ciasnych spódnic, tandetnych butów? Nie jeżdżę autobusem. Nie przechadzam się też po ulicach, bo mnie to nie buduje. Myślę, że można na siebie założyć wszystko, jeśli jest się dzięki temu zadowolonym z siebie. Bo to już połowa szczęścia człowieka. Natomiast moda jest dziś kompletnie zachwiana. Wszystko możemy nosić do wszystkiego. Kiedyś, kiedy Polki musiały kombinować, było chyba lepiej. Nosiło się korale z fasoli, ale wyglądało się w nich szykownie. A pani jak się ubierała? Ja się nigdy nie ubierałam, nigdy. Tę bluzkę (pani Beata łapie się za tunikę, w której przyszła na wywiad - przyp. red.) moja przyjaciółka chciała wyrzucić do śmieci. Powiedziała, że już nie będzie w niej chodzić. Może za dużo namierzyłam się sukni w życiu? Słowo "krawcowa" wywołuje we mnie dreszcze. Ostatnio Wiktoria mówi do mnie: mamo, rozpruła ci się spódnica. Ja na to: wiem, dziecko. Ona: to może ją zszyjesz? A ja: nie ma sensu, ona mi się pruje za każdym razem, kiedy wsiadam do samochodu. Trochę się pani wykręca od odpowiedzi. Nie chce się pani ostro wypowiadać na temat stylu ubierania się Polek. A makijaż? A ceglaste róże? A ciemne podkłady? Cóż, teraz opalenizna jest szalenie modna (śmiech). Na przykład Kasia Skrzynecka, w "Tańcu z gwiazdami", jest niezwykle opalona... Ale ona się opala naprawdę, to nie jest makijaż. I to z klasą wygląda, pani zdaniem? Ja w ogóle się nie opalam, nie przepadam za słońcem. A klasa to kategoria subiektywna. Czemu właściwie zgodziła się pani zasiąść w jury Tańca z gwiazdami? Po pierwsze, uważałam, że to program, który ma szanse powodzenia. I miałam rację! Poza tym, mój udział w całym przedsięwzięciu jest niewielki. Co to takiego, popatrzeć, jak inni tańczą? A nie jest tak, że pani udział w tym programie podnosi jego prestiż? Nie sądzę. W tym biorą udział zawodowcy, którzy się znają na tańcu. Ja się nie znam, ale to mi pozwala pożartować, mieć do tego luźniejszy stosunek. Pani, aktorka Hasa i Wajdy, nie czuje się trochę głupio, występując w czymś takim? Nie, uważam, że to wspaniale działa na podejście do tańca w Polsce. Myślę, że to bardzo popularny program i nie można odnosić się z lekceważeniem do jego licznej widowni. A może gdyby nie było "Tańca z gwiazdami", ci ludzie oglądaliby w tym czasie coś ambitniejszego? Ale cała Polska się roztańczyła! To przecież ważne. Uważam, że to wspaniałe. Nie odczuła pani nigdy żadnego wstydu? Niesmaku? Nigdy, naprawdę. Występy w tym programie są ciekawe, bo on leci cały czas na żywo. Wszystko się tam może zdarzyć. Śmiechy i płacze są prawdziwe. Ja mam ambiwalentne uczucia, jak to oglądam. Pani jest dla mnie gwiazdą. Natomiast czy gwiazdą jest Kasia Cichopek? Ma ogromną widownię, która ją wybrała i ukochała. Ona sama to zdobyła i podoba się ludziom. Nie można tego ignorować, naprawdę. Ja nie rywalizuję z nikim przecież, bo sama nie tańczę. Poza tym, ja jako członek jury mogę ocenić kogoś lepiej lub gorzej, a i tak widzowie zdecydują o wszystkim swoimi esemesami. Ale to jest też kreowanie medialnej rzeczywistości. Ludzie, którzy występują w Tańcu, wspinają się na szczyty popularności. Występują potem w serialach, są na okładkach magazynów... Ależ kochanie, taka jest potrzeba. Mogą być brazylijskie seriale, a mogą być nasze. To już wolę polskie. Poza tym, to jest szansa dla młodych aktorów. A czy oni na długo zostaną w telewizji, czy przejdą do kina, to już czas pokaże. Ale przynajmniej mają szansę. Może już lepiej, żeby oni nie szli potem do kina... To nie dlatego nie kręci się dobrych filmów, że w telewizji lecą seriale! Może ludzie wolą zostać w domu przed telewizorem, niż iść do kina? A może? Nie wiem, jaka jest przyczyna. Kiedyś czekało się na filmy fantastycznych reżyserów, dzisiaj już ich po prostu nie ma. Środowisko filmowców też się chyba zmieniło? Nie wiem, ja w nim nigdy nie byłam tak naprawdę. Grałam w filmach, ale nie chodziłam do SPATIF-u. Miałam swój świat i do dzisiaj tak jest. Niby jestem w środku tego wszystkiego, ale w sumie stoję obok.
Übersetzung im Kontext von „Właśnie i jestem jedyną kobietą“ in Polnisch-Deutsch von Reverso Context: Właśnie i jestem jedyną kobietą, która pozwala Ci się tak czuć.
Więcej wierszy na temat: Miłość « poprzedni następny » taki zwykły, by ci podziękować. Za to, że jesteś. Jesteś dla mnie Dobry niesłychanie Kochasz mnie za rozum A nie za moje ubranie Jesteś dla mnie Taki wyrozumiały I dbasz by usta moje Wciąż śmiały się i śmiały... Jesteś dla mnie Tak cudownie opiekuńczy Troszczysz się o mnie Dopóki dzień się nie skończy Jesteś dla mnie Całym moim światem, Każdym dniem i każdą nocą Co roku zimą, wiosną i latem.. ! Dodano: 2007-06-03 00:25:19 Ten wiersz przeczytano 442 razy Oddanych głosów: 5 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
ta jedyna dziewczyna - impuls & mega dance "Nie znajdziesz kochana ode mnie tu lepszego ja jestem dla ciebie i nic nie zmieni tego to dla nas jest ten czas uwierz w nas ta jedyna dziewczyna skradła moje serce ja chce więcej pragnę więcej w długich"
Wielka dama tańczy sama Z wielką damą igra czas Na niedzielę zamówiła tort Wielka dama wielki gest Przyszła dola i niedola Przyszedł smutek blady gość Rozłożyli wachlarz pełen trosk Zjedzą damie cały tort Wielka dama znów tańczy sama Gubi czerwony szal Cztery damy dla wielkiej damy A dalej tańczy czas Wielka dama smutkiem pijana Połyka złote łzy Wielka dama dumna i sama W sukni z wilgotnej mgły Wielkiej damie na kolanie Usiadł wielki czarny kot Mruży ślepia liczy złote łzy Dama gładzi go pod włos Poszła dola i niedola Poszedł smutny srebrny pan Wielka dama okręciła szal Och i dalej, dalej w tan
Tłumaczenie słowa 'ta jedyna' i wiele innych tłumaczeń na angielski - darmowy słownik polsko-angielski.
Więcej wierszy na temat: Miłość Jesteś dla mnie potrzebna, Jak dla kwiatów woda, Jak po deszczu piękna pogoda, Jak dla ptaków niebo, Jak rozkwitające drzewo, Jak jabłko na jabłoni, Jak róźa która pięknie woni. Lecz wiem,że przyjdzie taki czas, I już nikt i nic nie rozdzieli nas. Napisany: 2006-01-10 Dodano: 2006-08-20 19:36:02 Ten wiersz przeczytano 286 razy Oddanych głosów: 2 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
Listen to unlimited streaming or download Ty Jesteś Ta Wybrana by Limith in Hi-Res quality on Qobuz. Subscriptions from $10.83/month.
Sandra umawiała się z kolegą na seks przez dwa lata. Wiedziała, że to nie jest związek, ale była mu wierna tak, jakby była jego dziewczyną. Gdy opisała swoją historię, usłyszała, że ma uciekać jak najdalej. Źródło: 123RF, fot: Kaspars GrinvaldsSandra i jej kolega znają się od 7 lat. To z nim dziewczyna straciła dziewictwo. Od wielu miesięcy regularnie ze sobą sypiają. Codziennie się kontaktują, piszą do siebie godzinami. Przez chwilę nawet mieszkali razem, w wynajętym mieszkaniu. Sandra nie chciała wierzyć, że to tylko zwykły seks - choć była świadoma, że nie są w oficjalnym związku. Gotowała dla niego, prała i sprzątała. Dawała, co tylko chciał. A potem z dnia na dzień on się odciął, zablokował numer telefonu i możliwości pisania przez media społecznościowe."Boli mnie to bardzo mocno" - pisze dziewczyna na forum portalu Kafeteria. - "Odechciało mi się seksu. Chociaż i tak na seksie mi nie zależało, tylko na nim. Byłam głupia i myślałam, że z czasem mnie pokocha. (...) Czułam się przy nim wyjątkowo i zachowywaliśmy się prawie jak para, chociaż nią nie byliśmy. I nagle, gdy nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy, wspólny znajomy napisał do mnie, czy ja się z nim już nie spotykam, bo kilka razy widział go z inną dziewczyną na mieście. I takim oto cudem dowiedziałam się, że jest nas dwie i że on nas dwie okłamywał. Spotkałam się z nim i wygarnęłam, że wszystko wiem, a on odpowiedział na to: 'No widzisz, tak bywa czasami'. Poszedł sobie i mnie wszędzie zablokował".Sandra opisała swoją historię, szukając pomocy i rad dotyczących tego, co powinna zrobić w takiej sytuacji. Osoby, które jej odpowiedziały, w większości uznały, że "sama jest sobie winna"."Dopóki wy kobiety nie zrozumiecie, że seks układy nie rokują na związek w przyszłości, to będziecie cierpiały" - napisał jeden z mężczyzn, wypowiadających się pod postem dziewczyny. "Jeżeli mężczyzna ciebie kocha, to chce cię całą, a nie tylko seksu z tobą - czemu dla niektórych kobiet to takie trudne do zrozumienia? W zdecydowanej większości przypadków seks układ nie kończy się niczym więcej. W waszym interesie, kobiety, podkreślam w waszym najlepszym interesie jest niewchodzenie w seks układy, bo to jest relacja, na której zyskuje tylko jedna strona! (...) Rok zmarnowany w seks układzie, to rok, przez który można by poznać wartościowego człowieka, który być może by ją pokochał, a nie szukał tylko bzykania i niczego więcej, a gdy się znudził, to sobie poszedł".Kolejnym argumentem przeciwko Sandrze było to, że nie bez powodu rozróżnia się seks układ od związku. Według internautów, ten pierwszy jest w domyśle pozbawiony uczuć, ma się skupiać na fizycznej przyjemności. Drugi natomiast powinien być w całości oparty na uczuciach, a seks ma być tylko jedną z wielu składowych takiej relacji. Dlatego dziewczyna nie powinna się spodziewać więcej po swoim i tutaj pojawiły się sceptyczne głosy. Według wielu kobiet, tak to wygląda tylko w świecie idealnym. Rzeczywistość jest bardziej brutalna."Gdyby tylko było tak schematycznie, jak to opisujesz..." - odpowiada na historię jedna z kobiet. "Tak, fajnie, gdyby każdy związek opierał się na uczuciach, a nie dlatego, żeby tylko mieć kogoś, bo: nie chcę być samotnym, bo już mam swoje lata, bo mama mówiła, że to fajny chłopak będzie, itp. Owszem, niektórzy faktycznie mają związki z miłością powiązane. No, ale to tylko niektórzy".Znalazły się też i głosy, które obroniły decyzję Sandry. Według niektórych internautów, jeśli dziewczyna była zakochana w swoim koledze, to większą krzywdą byłaby dla niej całkowita rezygnacja z jakiegokolwiek układu z nim. A tak miała chociaż namiastkę związku. "Zależy, co dla kogo jest większą krzywdą" - piszą jakie jest wasze zdanie na ten temat? Przeżyliście kiedyś podobną historię? Wyślijcie nam swoje odpowiedzi przez serwis jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Anna Jantar Wielka dama tańczy sama lyrics: Wielka dama tańczy sama / Z wielką damą igra czas / Na niedzielę zamówił Deutsch English Español Français Hungarian Italiano Nederlands Polski Português (Brasil) Română Svenska Türkçe Ελληνικά Български Русский Српски Українська العربية
Marta Lipińska jest niekwestionowaną damą polskiej estrady Na swoim koncie ma wiele ról telewizyjnych, ale także teatralnych. W końcu już od prawie 60 lat związana jest z Teatrem Współczesnym w Warszawie Aktorka wychodziła dwukrotnie za mąż, a o jej romansach z Tadeuszem Łomnickim i Romanem Wilhelmim było głośno w stolicy Już od ponad 50 lat jest szczęśliwą żoną Macieja Englerta, z którym doczekała się dwójki dzieci Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Zapraszamy do kolejnej części naszego cyklu "Kiedyś gwiazdy TV, a dziś...?". Marta Lipińska jest niekwestionowaną damą polskiej estrady. Swoją karierę aktorską zaczynała jeszcze 60 lat temu i nadal występuje na ekranie. Przez lata stworzyła niezapomniane role w produkcjach takich jak "Salto", "Dolina Issy", "lalka", "Ja wam pokażę" czy "Ranczo". Polecamy: Kiedy trafiła na plan "Czterech pancernych i psa" miała zaledwie 16 lat. Jak potoczyły się losy Małgorzaty Niemirskiej? Pierwszego męża poznała jeszcze na studiach, jednak związek nie przetrwał. Para rozstała się w przyjaźni, a już niedługo później na drodze aktorki stanął przystojny reżyser, za którego w 1968 r. wyszła za mąż. Osobiście poznała królową matkę, a Wilhelmi stracił dla niej głowę Marta Lipińska urodziła się 14 maja w Borysławiu, niedaleko Lwowa na Ukrainie. Jej ojciec zniknął w 1939 r., kiedy wybuchła wojna, jednak wrócił w 1946 r. W latach 40. Marta Lipińska wraz z mamą i babcią zostały przeniesione ze wschodu do Gliwic, a po powrocie ojca przeprowadzili się do Warszawy. Kiedy aktorka uczęszczała do szkoły podstawowej, zmarł jej ojciec. Jak sama mówiła w jednym z wywiadów, wtedy jej dzieciństwo się skończyło. Przyszła aktorka ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Królowej Jadwigi w Warszawie. Zaraz po zdanej maturze dostała się na studia do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (obecnie Akademia Teatralna), którą ukończyła w 1962 r. Co ciekawe, zaledwie rok później dołączyła do zespołu Teatru Współczesnego, z którym związana jest od prawie 60 lat. Szybko okazało się, że młoda Marta Lipińska ma niezwykłą urodę, ale również nieprzecięty talent. Wielu aktorów straciło dla niej głowę a byli to Tadeusz Łomnicki, Roman Wilhelmi czy Zbigniew Cybulski. Jeszcze na studiach aktorka poznała swojego pierwszego męża, który był operatorem filmowym. Krzysztof Winiewicz i Marta Lipińska byli małżeństwem przez 10 lat. W wywiadzie dla "Polityki" aktorka mówiła: Dalej wyjaśniła, dlaczego jej pierwsze małżeństwo zakończyło się rozwodem: "Mój pierwszy mąż był operatorem filmowym. Bardzo zdolnym, więc zapracowanym. Był autorem zdjęć do »Niewinnych czarodziejów« Wajdy. Pracował dużo z Munkiem. Zrobili razem »Zezowate szczęście« i »Pasażerkę«. (...) Jego wiecznie nie było w domu. Wtedy kręciło się inaczej. Plany zdjęciowe ciągnęły się miesiącami, były w różnych odległych miejscach kraju. A ekipa – jak w koszarach – spędzała ze sobą cały czas, od rana do wieczora. Zdarzało się, że nie widywaliśmy się przez kilka tygodni. Za często byłam sama, to nie służy małżeństwu" - mówiła aktorka. Na deskach Teatru Współczesnego w Warszawie zadebiutowała w "Trzech siostrach" Czechowa i właśnie wtedy poznała Tadeusza Łomnickiego, który stracił dla niej głowę. O romansie "Pana Wołodyjowskiego" i młodej aktorki plotkowano w całej stolicy, jednak znajomość nie przetrwała próby czasu. Niedługo później i Roman Wilhelmi zainteresował się piękną Martą Lipińską, lecz kiedy ta dowiedziała się, że przystojny brunet jest żonaty, natychmiast urwała kontakt. "Jedyne, co Wilhelmi zepsuł w moim życiu, to stół w domu mamy. Przyszedł kiedyś w odwiedziny i chciał się przypodobać. Zaoferował, że zmiele mak, bo mama szykowała właśnie makowiec. I tak wywijał korbą, że aż urwał kawał stołu, do którego przykręcona była maszynka. Myśmy byli nawet razem na sylwestrze. Ale jak tylko dowiedziałam się, że on ma żonę, to natychmiast zerwałam z nim wszelkie kontakty" - mówiła w rozmowie z "Polityką" aktorka. Artystka wyznała, że nigdy nie chciała żyć w związku z żonatym mężczyzną. Kiedyś powiedziała: Już w 1968 r. na jej drodze stanął o sześć lat młodszy, przystojny reżyser teatralny Maciej Englert. "Maciej różnił się od innych mężczyzn. Miał w sobie jakąś intrygującą mroczność. Zabiegał o mnie, ale robił to niezwykle subtelnie. Zakochałam się" - wspominała aktorka w jednym z wywiadów. W 1968 r. zakochani pobrali się. Niebawem na świecie pojawiło się ich dwoje dzieci, córka Anna, która została kostiumografką, oraz syn Michał, który został operatorem filmowym, a prywatnie jest w związku z Mają Ostaszewską. Co ciekawe, mało kto wie, że Marta Lipińska osobiście poznała królową matkę, czyli mamę królowej Elżbiety II. Wszystko dzięki przedstawieniu "Dożywocie" Aleksandra Fredry. "»Dożywocie« miało premierę w październiku 1963 r., a w maju 1964 r. zaproszono nas na 400-lecie urodzin Szekspira, które hucznie obchodzono w całym Londynie. Dla nas to była wielka rzecz, bo to był pierwszy wyjazd teatru na Zachód i od razu Londyn, czyli wtedy teatralna stolica. Jechaliśmy na miękkich nogach, ale we wspaniałym składzie: Łapicki, Zapasiewicz, Czechowicz, Tadeusz Fijewski. I ja, jedyna kobieta w tym wszystkim, grałam Rózię. Przez dwa tygodnie graliśmy w Old Vic Theater, gdzie królowa miała własną lożę" - wyjaśniła aktorka. I dodała: "Chyba się podobało, bo był taki zwyczaj, że w przerwie zapraszano do królewskiej loży na drinka i poczęstunek aktorów, którzy jakoś szczególnie przypadli do gustu. I myśmy tego zaszczytu dostąpili. (...) A tam siedziała rozkoszna babcia, bardzo miła i uśmiechnięta. Kazała mi się okręcić, żeby zobaczyć całą sukienkę i majtki do kostek. Dygaliśmy i kłanialiśmy się. A później było już mniej oficjalnie, czyli propozycja drinka, na co zdaje się Tadzio Fijewski, z przepraszającym uśmiechem odpowiedział: – Nie, dziękuję, już dzisiaj dużo wypiłem. Królowa przyjęła to ze zrozumieniem" - opowiadała w "Polityce". Marta Lipińska z mężem Maciejem Englertem Na przestrzeni lat aktorka stworzyła wiele wyśmienitych ról, jednak widzowie najbardziej kojarzą ją z postaci Elizy ze słuchowiska "Kocham pana, panie Sułku" z Krzysztofem Kowalewskim, a także z roli Michałowej w serialu "Ranczo". Marta Lipińska już od 53 lat jest w szczęśliwym związku małżeńskim z Maciejem Englertem i nadal zachwyca swoją osobowością w telewizji i w teatrze. W rozmowie z "Polityką" tak aktorka skwitowała "starość": Mamy nadzieję, że już niebawem zobaczymy Martę Lipińską w nowej roli. Życzymy jej powodzenia i trzymamy kciuki. Foto: MW Media Marta Lipińska Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
dobiega mnie słysze w sowim sercu głos który podpowiada: idź! chocby nawet i pod prąd kto tam podpowiada kto tam podpowiada kto tam podpowiada ty! Wiem, Że Tam Jesteś ja to czuje nic sie nie stanie jeśli zbłądzę i upadnę dasz mi siłe sprawi że wstanę Wiem, Że Tam Jesteś Wiem, Że Tam Jesteś jeśli zbłądzę i upadnę dasz mi
„Prawdziwa dama pije, pali i przeklina. I naturalnie ogląda się za mężczyznami” – Beata Tyszkiewicz Jako kobiety jesteśmy silne i samowystarczalne. Brniemy w świat męski bez oglądania się za siebie. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych albo sytuacji, które by nas przerosły. Mimo wszystko często mam wrażenie, że tęsknimy za pewnego rodzaju etykietą. Marzy nam się prawdziwy gentelman, szarmant, rycerz na białym rumaku. Wypatrujemy oczy za stylem, przejawiającymi się przede wszystkim w sposobie ubierania, urządzeniu mieszkań, zachowaniu i obyciu. Szukamy sposobu na zaklęcie rzeczywistości, w której króluje populizm, jednakowość, tandeta, brak stylu i ogłady. Współczesna dama to pojęcie bardzo względne. Ciężko znaleźć jej jednoznaczną definicję, nawet w internecie, w którym, wydawałoby się, jest wszystko. Swoją drogą szukając zdjęć do dzisiejszego wpisu, po wpisaniu w google grafika hasła “dama” wyskakują plakaty jakiegoś zagranicznego zespołu, słowo “lady” zmonopolizowała zaś Lady Gaga. Niewątpliwie więc definicja ta zależy od tego co mamy w głowie, co wynieśliśmy z domu i w jakim towarzystwie się obracamy. Przypuszczalnie nie znajdziemy we współczesnym świecie, ścisłej i bezkompromisowej etykiety, której przestrzeganie gwarantowałoby kobiecie tytuł “współczesnej damy”. Wyznacznikiem bycia damą stał się zestaw bardzo delikatnie nakreślonych cech, takich jak hołdowanie i celebrowanie kobiecości, kultura osobista i kultura języka, dobre maniery, klasyczny ubiór i pielęgnacja. Ja sama gdybym miała zamknąć definicję kobiecości w okrojonej ilości słów, powiedziałabym chyba, że współczesna dama, to kobieta umiejąca zachować harmonię między światem damskim i męskim. Ambasadorka kobiecości, która swoim zachowaniem i stylem bycia daję mężczyznom możliwość bycia gentelmenami. Czym charakteryzuje się współczesna dama? Ja mam kilka moich typów, z którymi niekoniecznie musicie się zgadzać. Mile widziane są oczywiście Wasze własne przemyślenia i sugestie. Współczesna dama: Jest kobieca i zadbana. Przyświeca jej minimalizm kosmetyczny. Wie, że co za dużo, to nie zdrowo i że makijaż ma podkreślać naturalne piękno, a nie je tłamsić. Ubiera się elegancko i z klasą, stosuje zasadę 3 kolorów. Opanowała sztukę ładnego siadania oraz poruszania się w obcasach. Nie znosi tandety i jednorazowości, zarówno w stroju jak i w dekoracji domu czy mieszkania. Nie opowiada na prawo i lewo o swoim życiu osobistym i intymnym. A tym bardziej nie dzieli się wszystkim na Facebooku. Jest wspaniałą matką, ciepłą, mądrą i wyrozumiałą. Potrafi wychować córki na przyszłe damy, znające swoją wartość i synów na rycerzy ;) Zna zasady etykiety towarzyskiej. Wie kiedy wyciągnąć dłoń na powitanie, kiedy wstać a kiedy usiąść. Podstawi przedstawić sobie znajomych oraz zachować się na eleganckim przyjęciu. Jak również samodzielnie takie wyprawić. Jest zawsze sobą, akceptuje swoje niedoskonałości i potrafi uczynić z nich atut. Dama to osoba, która robi to, na co ma ochotę, w poczuciu zgody z samą sobą. I robi to z klasą. Ma swoje pasje i zainteresowania. Dzięki temu potrafi rozmawiać na wile ciekawych tematów oraz wyrażać swoją, niekrzywdzącą nikogo, opinię. Nie epatuje nagością. To wcale nie oznacza, że zapina bluzkę po samą szyję, jednak wie, że nadmierna golizna to wcale nie to, co przyciąga i zatrzymuje zainteresowanie mężczyzny. Umie wysławiać się wzorcową polszczyzną. Dużo czyta, zna największe dzieła literatury pięknej, jednak mimo wszytko, zgodnie z tym co mówiła Beata Tyszkiewicz, potrafi sobie siarczyście przekląć. Jest mistrzem konwersacji i relacji międzyludzkich. Dogada się z każdym, zarówno żulem pod sklepem jak i Królową Angielską. Nie tylko wypowiada się, ale i pisze bezbłędnie i zrozumiale. Nikogo nie obraża i nie próbuje udowodnić, że jest lepsza od innych. Nigdy nie mówi źle o swojej rodzinie czy mężczyźnie. Jeśli ktoś ją atakuje – potrafi odgryźć się w sposób tak taktowny, że atakujący nawet nie zrozumie, że mu odgryzła. Jest pewna siebie. I pewność ta zbudowana jest na poczuciu własnej wartości i świadomości swojej kobiecości a nie próżności i głupocie. Na przyjęciach ma świadomość na ile alkoholu może sobie pozwolić. I pamięta o tym, że kobieta na rauszu, to także dama. Nie traci głowy, wie kiedy przestać i wbrew pozorom wcale nie pija tylko najdroższego szampana. Ma wspaniałe poczucie humoru. Wie kiedy wypada błysnąć humorem i kiedy śmiać się z innymi. Nie ma to jednak nic wspólnego z wyśmiewaniem. Nasz profesor od fizyki zwykł mawiać, że kobieta powinna być damą na salonach, matką w kuchni i dziwką w sypialni. Tak jest w istocie. Sam fakt że na przyjęciu dama ubrana będzie w elegancką suknię a każde jej słowo to poezja, wcale nie znaczy, że w nocy nie przebierze się w wyuzdaną bieliznę, żądając ostrego rżnięcia. Miałam możliwość studiowania i mieszkania w Hiszpanii i w Danii. Siłą rzeczy poznałam co nieco tamtejszych obyczajów. Jedną z rzeczy były relacje damsko-męskie. Nie ma tam niczego takiego jak przepuszczanie kobiety w drzwiach, pomaganie w dźwiganiu ciężkich rzeczy czy ustępowaniu miejsca. My jako Polacy dążymy do tego samego. Zawsze, nie wiadomo dlaczego, staramy się dogonić zachód. Ale! To wcale nie jest tak, że kobiety są idealne. Nie ma co się dziwić, że w mężczyznach pojawia się swego rodzaju bunt, kiedy od nich wymaga się zachowań gentelmańskich, nie oferując w zamian damskich. Wiecie, wszystko jak zawsze działa w dwie strony, część mężczyzn doszła do wniosku, że skoro mamy równouprawnienie, a kobiety starają się w wielu dziedzinach dorównać mężczyznom, to koniec z noszeniem zakupów, ustępowaniem miejsca czy otwieraniem drzwi. Jeśli czytają ten wpis Panowie – uwierzcie mi, dobre maniery nigdy nie wyjdą z mody. Jednak drogie panie – pamiętajmy o tym, że ustępowanie nam miejsca nie jest obowiązkiem. Przepuszczanie w drzwiach również nie. Jest to wyraz uprzejmości za którą należy zawsze grzecznie podziękować. Jeśli więc w swoim życiu prywatnym szukasz gentelmana, a cały czas coś nie wychodzi – zastanów się czy ty sama jesteś damą. To samo, tylko trochę z przymrużeniem oka, możecie zobaczyć poniżej ;) Źródło zdjęć:
Q7up965. b6iawykeao.pages.dev/85b6iawykeao.pages.dev/25b6iawykeao.pages.dev/45b6iawykeao.pages.dev/90b6iawykeao.pages.dev/71b6iawykeao.pages.dev/1b6iawykeao.pages.dev/29b6iawykeao.pages.dev/91
jestes dla mnie wielka dama ta jedyna ta wybrana